Im mniej czasu, tym więcej da się zrobić... Jest np. taki dzień kiedy właściwie nie ma się w planach nic poza koralikowaniem, myśli sobie wtedy człowiek "ho ho ho ileż to ja dziś narobię" i jak na złość: nić się plącze, koraliki lecą z rąk albo pękają, miesza się ich kolejność w sekwencji do tego plecy zaczynają boleć, oczy łzawić, nogi drętwieć... Jak dobrze pójdzie to uda się wykonać połowę planu...
Na drugiej stronie medalu zaś widnieją dni takie jak wczorajszy: blisko cztery godziny wyrwane z rękodzielniczego życiorysu na poczet wędrówek po przybytkach służby zdrowia, a mimo to udaje się nie tylko plan zrealizować, ale nawet go wyprzedzić...
Dziwne, dziwne, aczkolwiek mile widziane... Może powinnam zaplanować więcej dni w których wszystko pali się w rękach... Byle tylko wytrzymać nerwowo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz