Długo nie pisałam, bynajmniej nie
dlatego że zapomniałam o istnieniu tegoż bloga – raczej wręcz
przeciwnie: pamiętałam o nim zbyt wyraźnie i wisiał nade mną jak
wyrzut sumienia...
Problem polega na tym, że chciałam
aby był ciekawy, ale kiedy zaczęłam poważnie rozmyślać o tym co
by ciekawego napisać...
Historyczne fakty o biżuterii można znaleźć wszędzie, są książki, są strony, są trivia...
O tym że koralikowanie stanowi moją
wielką pasję i radość życia już pisałam na początku, nie ma
sensu się powtarzać tym bardziej że byłoby to wredne w stosunku
do osób, które może mają pracę mniej satysfakcjonującą...
Chwalić się nowymi wyrobami? No ale
to już robię i na stronie sklepu i na buce... Pisać o nich coś
więcej, oczywiście mogę, ale że inspirację często czerpię z
życia codziennego i prywatnego a blog miał być służbowy, to
trochę nie po drodze... Zresztą raczej wątpię żeby kogoś
obchodziło skąd się biorą moje pomysły, ostatecznie nie żyję
na wulkanie i nie wiążą się one z jakimś rewolucyjnymi
przygodami...
Popodglądawszy trochę innych
koralikowych blogów pomyślałam że mogłabym może wrzucać
tutoriale, ale tu się sprawa rozbiła o mój umysł którego idea
tłumaczenia polega na „no bierzesz i robisz kwiatek, znaczy
najpierw robisz płatki potem zszywasz i masz”, ewentualnie „robisz
kostkę a potem ją zakulasz”...
Wszystkiego po trochu? Pewnie na tym
się skończy...
Z ciekawszych odkryć tego tygodnia
mogę podać to, że geomekulki świetnie się nadają do
wykorzystywania nadmiarów nitki z innych wyrobów...
Problem z nimi polega na tym że nie ma jak ich umieścić w sklepie ponieważ nie wyobrażam sobie sposobu na ich bezpieczne wysłanie... Cha ... Zdecydowanie muszę poszukać pośrednika w realu...